W gęstwinie populistycznego obietnictwa PIS słychać nieustannie, że głównym mottem politycznym tej partii jest wschłuchiwanie się w „głos narodu” i realizowanie jego woli.
W debacie sejmowej o uchodźcach Jarosław Kaczyński z naciskiem to zaakcentował mówiąc:
”czy, mianowicie, rząd ma prawo pod […] zewnętrznym naciskiem i bezwyraźnie wyrażonej woli narodupodejmować decyzje, które z wysokim stopniem prawdopodobieństwa mogą mieć negatywny wpływ na nasze życie, codzienność, przestrzeń publiczną, na naszą realną sferę wolności. Wreszcie, co tutaj podnoszono, na nasze bezpieczeństwo. Chcę powiedzieć jasno: PiS uważa, że rząd nie ma prawda do podejmowania takiej decyzji
Co więcej, uważa, że podejmowanie tego typu decyzjibez wyraźnej zgody społeczeństwajest łamaniem konstytucji, łamaniem zasady suwerenności narodu i praw obywatelskich. Nie ma tutaj naszej zgody”.
Tę demagogiczną wykładnię powtarzają za prezesem wszyscy uczestnicy publicznej debaty z tej partii. A demagogiczną, dlatego, że rolą polityków jest edukacyjna perswazja społeczeństwu uwarunkowań interesu kraju (państwa) wynikających z jego sytuacji wewnętrznej jak i geopolitycznej.
A sytuację tę skondensowali Piotr Miączyński i Leszek Kostrzewski slowami:
„Jesteśmy w środku złotej ery. Jeszcze przez kilka lat korzystać będziemy z funduszy unijnych, jeszcze możemy wykorzystywać proste rezerwy wzrostu, np. tanią siłę roboczą.
Ten czas się kończy, ale w tej kampanii ani PiS, ani PO nie daje nam odpowiedzi na pytanie, co dalej. Gdzie ma być Polska za 10-15 lat”?
( http://wyborcza.biz/biznes/1,100897,18875153,kampania-wyborcza-nie-na-temat.html#ixzz3mXh2yeJL).
No właśnie. Jakoś mało donośnie brzmi głos narodu w owych najważniejszych kwestiach naszej przyszłości - wspomnianej przez Miączyńskiego i Kostrzewskiego - ściśle powiązanej z Wspólnotą Europejską, choć pełną wobec niej dalszych roszczeń finansowych - choćby rolników podjudzanych przez parlamentarną opozycje PIS.
Inny niezrozumiały aspekt ukazany w tle europejskiej debaty o uchodźcach i glosowania Polski za uchwałą o ilościowym rozdziale tychże pomiędzy państwami Unii. Jak wiadomo uchwały nie poparły pozostałe państwa tzw. Grupy Wyszehrackiej, w której - według PIS - Polska była zbyt spolegliwa.
Kiedy obecnie Polska swoim twardym stanowiskiem przeciwstawiła się owej spolegliwości, politycy PIS grzmią o zdradzie przez Polskę solidarności wyszehradzkiej i utracie jej wiodącej roli lidera.
Kto to pojmie? Przecież stanowcza postawa Polski to znak liderskiego poczucia w Grupie, która przeciwstawiła się solidarności kontynentalnej w imię egoizmu salidarności narodowych. Oskarżanie Polski o brak solidarności z tą Grupą kosztem wyrzeczenia się solidarności z UE, naszym najważniejszym politycznym i gospodarczym oparciem w erze odradzanego się imperialno-militarystycznego państwa rosyjskiego jest niezrozumiałe.
Jak ogarnąć tę sprzeczność politycznej strategii PIS, która raz karci rząd za zbyt miękką postawę w podkreślaniu znaczenia Polski w Europie należnej jej zarówno z racji potencjału ekonomicznego jak i ludnościowego, a drugi raz za to, że swoje znaczenie stanowczo na forum Unii demonstruje.
Ekwilibrystykę politycznej strategii PIS zrozumieć niepodobna.
Komentarze