Współczesna cywilizacja nacechowana jest zaciętym sporem pomiędzy sodomitami i dewotami o reguły obyczajności seksualnej, wyniesionej do najważniejszej przestrzeni życia współczesnych ludzi.
Owa seksualna przestrzeń ludzkiej natury była zawsze przedmiotem intelektualno-religijnych dywagacji o granicach pozwoleń i zakazów seksualnych praktyk mitologizowanych najczęściej do roli religijnego tabu.
Wszystkie bez mała religie - za sprawą swoich guru - najczęściej starców z wygasłym popędem seksualnym - surowo nakreśliły formy i zasady seksualnych zachowań ludzi posunięte nawet do barbarzyństwa chirurgicznych ingerencji w ludzkie ciało z intencją pozbawienia go - głównie kobiet - zdolności odczuwania przyjemności seksualnego zbliżenia.
Sprawcy tej schizofrenicznej idei religijności nie dostrzegli w swoim fanatyzmie bluźnierstwa wobec Stwórcy, autora dwupłciowości gatunków w tym ludzkiego, wyposażonych w organy do tego stworzone z ową zachęcającą podnietą cielesnej rozkoszy.
Bez takiej fizjologicznej zachęty prokreacja gatunku (ten fenomenalny proces jego istnienia w odradzających się kolejnych pokoleniach) byłaby zagrożona wyginięciem.
W całej ziemskiej faunie natura doskonale radzi sobie z tym biologicznym rytmem odradzania się gatunków z wyjątkiem inteligentnej rasy ludzkiej, której mózgi podlegają wielu chorobowym ułomnością wpływających na wypaczanie tego procesu.
Najważniejszą biologiczną zapobiegliwością wszystkich form życia na ziemi jest dbałości o trwanie gatunku w troskliwym wychowywaniu potomstwa.
Ludzie zaś - w efekcie tej chorobliwości mózgów - stworzyli cywilizację przewartościowującą hierarchię priorytetów egzystencji stawiając na pierwszym miejscu wygodę i luksus bytu przed zapobiegliwością o następstwo pokoleniowe rodziny.
Cywilizacja ta coraz głębiej zatraca przyrodnicze podstawy naszego istnienia zastępując je technologicznymi atrapami różnorodnych wytworów techniki niwelujących ów naturalny związek ludzi z przyrodą (naturą).
Tytułowy spór o różnorodności form seksualnych związków ludzi powstał na fali cywilizacyjno-kulturowego przewartościowania sensu ludzkiego życia z biologiczno-materialnego na materialno- biologiczne.
Sens biologiczno-materialny oparty jest na fundamencie rodziny heteroseksualnej jej potomstwie i jego wychowaniu do czasu pełnoletniości zdolnej do założenia nowej rodziny. Wszystkie wysiłki materialnego zabezpieczenia rodziny skierowane były na ten cel.
Sens życia przewartościowany na materialno-biologiczny odwraca priorytety bytowe człowieka np. redukowaniem aspektów rodziny heteroseksualnej do banalnej roli „kulturowego przyzwyczajenia” obyczajowego pozbawionego podmiotowości „podstawowej komórki społecznej” i zrównanie jej z mnogością innych związków międzyludzkich np. homoseksualnych.
Ten akt degradacji małżeństw heteroseksualnych - do niedawna najważniejszej rodzinnej awangardy społecznego tworzywa gwarantującego biologiczną odnowę narodu - powoduje widoczne szkody w stabilności tych małżeństw z konstytucyjnym statusem podstawowej komórki cywilizacyjnego fundamentu hierarchii społeczno-państwowej.
Demokratyczny populizm całego tak zwanego „Zachodu” oparty jest na prymitywnym „uwodzeniu” tłumów wyborczych obietnicami „każdemu według potrzeb” obejmującymi też obietnice (w wielu krajach już zrealizowanych) zrównania „związków partnerskich” - głównie homoseksualnych - z małżeństwami heteroseksualnymi.
I to jest sedno owego sztucznego sporu o równości związków homoseksualnych z heteroseksualnymi pomijającego biologiczny sens płciowości przeniesionej na sferę li tylko odczuć erotycznych przeciwnych biologii podniet seksualnych i skierowanych do najprzeróżniejszych zjawisk materialno biologicznych (damska odzież /bielizna/, publiczne obnażanie się, zwierzęta, dzieci, własna płeć /homoseksualizm, lesbijstwo/ i wiele innych.
Takie upodobania mają swoją encyklopedyczną nazwę „sodomia” uznawana za zaburzenia psychiczne. Do 1991 r. homoseksualizm był obecny w rejestrze ludzkich zaburzeń psychicznych. Historia wykreślenia tej ludzkiej przypadłości z owego rejestru ma podłoże wybitnie polityczne sprokurowane przekupnymi „autorytetami” medycznymi.
„Decyzja Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego o wykreśleniu homoseksualizmu z klasyfikacji zaburzeń psychicznych (DSM) przez głosowanie została poprzedzona intensywnymi działaniami lobbingowymi aktywistów „gejowskich” oraz debatami politycznymi, które przetoczyły się przez samo Towarzystwo, organizacje homoseksualne i media”.
http://www.pch24.pl/jak-usunieto-homoseksualizm-ze-spisu-chorob-psychicznych-,4499,i.html#ixzz4jIWBvDw
Polityczny populizm tej problematyki dotarł też do Polski demonstrowany często „marszami równości” z udziałem także polityków uczestniczących tam bez przekonania dla ruchu a wyłącznie dla pozyskiwania popularności wyborczej w środowisku LGBT.
Taką populistyczną postawę zademonstowali ostatnio w telewizji politycy opozycyjni Rafał Trzaskowski /PO/ i Paweł Rubiej /„N”/ obiecaniem legalizacji „związków partnerskich”, co wypadło niesmacznie i obłudnie.
Résumé
Moim krytykom wyjaśniam, że mój w/w pogląd odnosi się do sfery legislacyjnej gdzie ruch LGBT - wzorem wielu krajów Zachodu - zamierza umieścić akty prawne równoważące związki partnerskie - w tym jednopłciowe - z małżeństwami heteroseksualnymi, co - moim zdaniem - profanuje instytucję małżeństwa zrównywaniem jej z parami wiążącymi się wyłącznie z pobudek upodobań seksualnych w pogardzie dla biologii i prokreacyjnego sensu małżeństwa.
Wiadomo powszechnie, że obecny stan prawny w Polsce umożliwia legalizację wspólnoty gospodarstwa domowego spełniającą wszystkie postulaty wzajemnych przywilejów i uprawnień członków takiego gospodarstwa domowego.
Uważam, że ten kierunek postaw tolerancji wobec osób pozbawionych naturalnych odczuć do partnerstwa przeciwno-płciowego umożliwia tym ludziom wspólnotę stadną odpowiadającą rodzinie w poszanowaniu ich odrębności i wolnej od szykan tym powodowanych.
PS.
Mój głos jest demonstracją własnych poglądów ze świadomością jego bezskuteczności w przeciwstawieniu się nadchodzącej legalizacji partnerstwa homoseksualnego. Takie czasy!